„Wyśnione”… wakacje
Po 10 latach niespotykana nowość na Rajdzie „Pikuś” – od pierwszego do ostatniego dnia (6-19 lipca) podróżowaliśmy poza granicami Polski, na Litwie. Tegoroczna, jedenasta już edycja nietuzinkowego przedsięwzięcia organizowanego przez księdza Tomasza Kijowskiego, zainteresowała 15 osób. Tym razem hasło rajdu, obecne także na wydanych na tę okazję koszulkach, brzmiało „wyśnione…”. Przede wszystkim „Pikuś” odważnie (i, w mojej ocenie potwierdzonej trzyletnim uczestnictwem, również skutecznie) pretenduje do miana wyśnionych wakacji. Poza tym przez dwa tygodnie przewodnim tematem rozważań były sny księdza Bosko.
Już pierwszej nocy pod namiotami przywitała nas burza z gradem, weryfikując jakość stawiania naszych „tymczasowych domów”. Nocować zdarzało nam się zresztą w miejscach najróżniejszych, Pikusiom (czyli uczestnikom rajdu) nieobce są stodoły, namioty, szkolne sale, niektórym nawet gołe niebo. Poza rowerami (zrobiliśmy ponad 700 km) i kajakami (4 dni spływu) nad formą pomógł nam niespodziewanie pracować nasz dzielny bus - Rosynant, który utracił chęć powrotu z lasu i „wrócić go” musiały nasze ręce. Rzeka Uła ze swoimi malowniczymi, wysokimi, piaszczystymi brzegami również dostarczyła nam frajdy. Na www.facebook.com/Pikusie znaleźć można film z zawodów, które dla urozmaicenia trasy odbyły się w przerwie, i który dostarczył nie lada emocji (nie róbcie tego w domu!).
Zawody w siatkówkę z Litwinami czy poszukiwanie traktora we wsi (znów drobne problemy z busem) stanowiły doskonałą okazję do podnoszenia kompetencji językowych, szczególnie języka migowego. Niestety, w ekipie rajdu nie było żadnego speca od litewskiego.
Rajd „Pikuś” nie mógłby się odbyć bez prażonego przyrządzanego w żeliwnych kotłach. Podkreślenia wymaga fakt, że z biegiem czasu Pikusie coraz bardziej specjalizują się w kuchni biwakowej. Tym razem na ogniu, w środku lasu, przygotowywaliśmy na przykład całkiem profesjonalnie włoskie makarony z suszonymi pomidorami i boczkiem.
Z pewnością o każdej edycji tego wydarzenia napisać można by książkę. Mówiąc nieco krócej, Rajd „Pikuś” to coś znacznie więcej niż modne obecnie wakacyjne wyjazdy dla młodych ludzi. Pokazuje piękne miejsca, jest praktyczną szkołą uprzejmości, cierpliwości (której wymaga biwak) i pokazuje, co składa się na prawdziwą podróż; rodzi miłości, przyjaźnie, ale też pod duchowym przewodnictwem Komandora uczy radzenia sobie z konfliktami.
„Wyśnione…” wakacje w naszym rozumieniu nie są wakacjami bez wysiłku. Prawdziwa podróż wymaga tak samo ciężkich podjazdów i „kapci” (w tym roku bilans wyniósł 4), jak cudownych zjazdów z wiatrem we włosach i kąpieli w rześkich jeziorach. Ponieważ pierwsze plany dwunastej edycji rajdu już się pojawiły, mogę jedynie zachęcić wszystkich młodych do wypróbowania sposobu wypoczynku po salezjańsku, dla ambitnych.