Katolik, czyli ktoś smutny?
Często pojawia się obraz katolika jako kogoś smutnego. I szczerze mówiąc, wiele jest w tym racji. Może to dlatego że łatwiej nam celebrować Drogę Krzyżową czy Gorzkie Żale niż Zmartwychwstanie Jezusa (chociaż w samym krzyżu kryje się potęga nadziei i radości). Znacznie więcej osób bywa w kościele w Środę Popielcową i uczestniczy w nabożeństwach wielkopostnych niż w Roratach – radosnym oczekiwaniu na Zbawiciela. Nawet po wyjściu z kościoła w niedzielę wiele osób ma twarze raczej ponure niż pogodne. Łatwiej przychodzi nam karmić się naszą grzeszną kondycją, cierpieniami i boleściami niż żyć pewnością, że w nadziei już jesteśmy zbawieni. Zapominamy, że Jezus mówiąc o poście, prosił, by mieć pogodną twarz.
Jak jest naprawdę? … Dlaczego w nas katolikach taki deficyt radości? Zachęcam do dyskusji w gronie rodzinnym, wśród przyjaciół. A na koniec cudny fragment z adhortacji apostolskiej papieża Franciszka.
"Wielkim niebezpieczeństwem współczesnego świata, z jego wieloraką i przygniatającą ofertą konsumpcji, jest smutek rodzący się w przyzwyczajonym do wygody i chciwym sercu, towarzyszący chorobliwemu poszukiwaniu powierzchownych przyjemności oraz wyizolowanemu sumieniu. Kiedy życie wewnętrzne zamyka się we własnych interesach, nie ma już miejsca dla innych, nie liczą się ubodzy, nie słucha się już więcej głosu Bożego, nie doświadcza się słodkiej radości z Jego miłości, zanika entuzjazm czynienia dobra. To niebezpieczeństwo nieuchronnie i stale zagraża również wierzącym. Ulega mu wielu ludzi i stają się osobami urażonymi, zniechęconymi, bez chęci do życia. Nie jest to wybór życia godnego i pełnego; nie jest to pragnienie, jakie Bóg żywi względem nas; nie jest to życie w Duchu rodzące się z serca zmartwychwstałego Chrystusa "
(Papież Franciszek, Evangelii Gaudium).
Czy taka jest przyczyna braku radości?