W tym kleryku gości...duch radości...
Człowiek przepełniony energią życiową. Co ważniejsze, tą pozytywną. Taki jest mój rozmówca – kleryk Paweł Bróż, który od września odbywa praktyki w naszej parafii.
Justyna: Długo zastanawiałam się, jakie pytanie zadać w pierwszej kolejności. Skoro jest to początek wywiadu, pomyślałam, że zaczniemy też od początku, początku Twojego powołania. Jak je rozpoznałeś?
kl. Paweł: Często wspomina się o tym, że słyszy się głos Pana Boga. Ja, Jego słów typu: „Chodź tu!” czy „Pójdź za mną!” nie usłyszałem. W moim przypadku ten proces był stopniowy. Dojrzewałem do powołania.
J: Zatem rozumiem, że sukcesywnie rozwijałeś się duchowo, aż do momentu podjęcia decyzji o wybraniu na życiową drogę posługi kapłańskiej.
kl. P: Dorastałem w parafii salezjańskiej. Zaraz po przyjęciu Pierwszej Komunii Świętej zostałem ministrantem. Coraz bardziej wkraczałem w świat tej duchowości. Poznawałem życiorysy znamienitych postaci, takich jak św. Jan Bosko czy św. Dominik Savio. Pod koniec gimnazjum zacząłem udzielać się także w Oratorium – byłem animatorem. Dzięki temu wzrastała we mnie świadomość salezjańskości. Jest też druga strona medalu, która wpłynęła na podjęcie decyzji o wstąpieniu do seminarium – ta bardziej przyziemna – po prostu odkąd pamiętam podobały mi się szaty liturgiczne i ornaty (śmiech). Zawsze wydawało mi się, że będę w nich dobrze wyglądał.
J: I uznałeś, że spośród habitów innych zgromadzeń zakonnych najbardziej do twarzy będzie Ci w stroju salezjańskim? (śmiech)
kl. P.: Tak (śmiech). W pewnym momencie zrozumiałem, że chodzi mi nie tylko o bycie kapłanem, ale o zostanie salezjaninem. Nawet przez chwilę nie rozważałem innych zgromadzeń czy seminarium diecezjalnego. Poza tym podobało mi się to, że będę mógł pracować z młodzieżą. Sercem działalności salezjańskiej jest praca z młodymi ludźmi.
J: Z dziećmi i młodzieżą już pracujesz. Zajmujesz się Małym Oratorium oraz nastolatkami z Oratorium. Co chciałbyś wnieść sobą w życie tych osób, co im przekazać?
kl. P.: Może to zabrzmi trochę górnolotnie, ale chciałbym zajmować się młodzieżą tak, jak robił to ksiądz Bosko. On pragnął wychowywać młodych na dobrych ludzi i dobrych chrześcijan. Dla mnie, w tych czasach w jakich żyjemy, mimo laicyzacji i sekularyzacji, odchodzenia od wiary i Kościoła, ważne jest to, żeby doprowadzać do integracji młodych ze sobą, ale też i wyżej wymienionym Kościołem. Nie mam na myśli tego, żeby chodzili oni tylko ze złożonymi rękami i się modlili, bo wtedy będą porządni. Chciałbym, za wzór stawiając sobie księdza Bosko, zadbać o ich osobowość kompleksowo, wielowymiarowo – wychowując ich na dobrych ludzi, obywateli i chrześcijan.
J: Rozwiewam Twoje obawy – to co powiedziałeś, nie zabrzmiało górnolotnie, tylko dojrzale. Masz pomysł jak wcielić słowa w czyn?
kl. P.: Jako klerycy, w formacji salezjańskiej, jesteśmy kształceni w czterech wymiarach. Są one następujące: ludzki, intelektualny, duchowy i wychowawczo-duszpasterski. Sam też chcę formować i rozwijać młodych w tych kierunkach. Na pierwszym miejscu, nie bez przyczyny, pojawił się wymiar ludzki. On jest tą podstawą, na której można dalej budować. Chcę też zaszczepić w nich ducha radości. To kwintesencja bycia młodym. Sam ksiądz Bosko mawiał też, że szatan boi się radosnych ludzi, więc dlaczego nie unikać go w tak przyjemny sposób, jakim jest wesołość? Sam lubię żartować, śmiać się. Jakoś łatwiej żyje się i podchodzi do drugiego człowieka, kiedy jest się przepełnionym radością.
J: Powiedziałeś, że chcesz formować i rozwijać młodych ludzi. Jest jeszcze coś czego mogę Ci życzyć na przyszłość?
kl. P.: Życz mi radości i poczucia pewności, że realizuję wolę Boga. Życz też, żebym potrafił ją odczytywać i realizować tak, jak On tego chce.
J.: Tego życzę. Dziękuję za rozmowę.