„Chcę być autentyczny...”
Rozmawialiśmy jeszcze przed złożeniem ślubów wieczystych. Alumn Wyższego Seminarium Duchownego Towarzystwa Salezjańskiego – Franciszek Janyga – szczerze opowiedział o emocjach, jakie towarzyszyły mu w przededniu uroczystości i o swojej drodze do kapłaństwa.
J.K.: Tylko kilkanaście godzin dzieli Cię od złożenia ślubów wieczystych. Zacznijmy jednak od początku. Pamiętasz ten moment, kiedy zdecydowałeś, że wybierzesz w swoim życiu drogę kapłaństwa?
F.J.: Takiego jednego momentu nie pamiętam. Nie było to jakieś objawienie czy konkretne słowa, które usłyszałem. Pojawiły się natomiast znaki i wydarzenia. Przede wszystkim też wyrastanie w wierze. Chrześcijańska tradycja mojej rodziny. Z pewnością był i moment decyzji, kiedy stwierdziłem: „Tak, idę tą drogą”.
J.K.: Za Tobą już śluby czasowe. Czy czujesz jakąś różnicę między nimi a ślubami wieczystymi?
F.J.: Śluby czasowe składa się na rok. Ze względu na mądrość Kościoła. Mówi ona o tym, żeby nie decydować od razu na całe życie. Wskazuje, żeby przeżyć sześć lat – w naszym przypadku – na ślubach czasowych i dopiero kiedy sprawdzisz się – przez te sześć lat ponawiając śluby co roku – zobaczysz, czy jesteś gotowy do takiego życia. O gotowości rozeznają także Zgromadzenie i Kościół. Tu trzeba jednak zaznaczyć, że pierwsze śluby okresowe składa się z intencją na całe życie. W sercu i woli podjąłem już wtedy decyzję, że poświęcę swoje życie kapłaństwu. Dlatego, w pewnym sensie, odczuwam, że te pierwsze śluby były dla mnie ważniejsze. To był moment, kiedy zmieniło się wszystko. Chociaż teraz – kilkanaście godzin przed złożeniem ślubów wieczystych – czuję w sobie taką świeżość. Wiem, że zacznie się coś nowego, że to będzie dla mnie dzień wielkiej łaski. Taki drugi chrzest.
J.K.: Z punktu widzenia osoby świeckiej, wydaje mi się, że śluby czasowe dają takie poczucie, że wszystko jest jeszcze przed nami, że ostateczne „tak” wciąż czeka na wypowiedzenie. Jak Ty to odczuwasz?
F.J.: Pierwsza sprawa – teraz mam świadomość, że to jest faktycznie na całe życie. Nie tylko w moich myślach czy sercu, ale też w formule, w tym, co się będzie działo w kościele przy świadkach i we wszelkich formalnościach, jakie niesie ze sobą prawo kościelne. To decyduje o tym, co się dzieje we wnętrzu człowieka. O jego odczuciach. Druga sprawa – odczucia są z pewnością inne od tych, które towarzyszą ślubom czasowym.
J.K.: Dlaczego?
F.J.: Mam już pewien bagaż doświadczenia życiowego. Znam siebie lepiej, niż jakiś czas temu. Przeżyłem swoje i w życiu duchowym, i we wspólnocie. To wszystko składa się na fakt, że decyzja podejmowana jest na innym poziomie. Chodzi tu o dojrzałość.
J.K.: Wszystko brzmi mądrze...Zakładasz scenariusz, że zawsze wszystko będzie „różowe” i układało się dobrze? Nie masz żadnych obaw?
F.J.: Obawy są. Takie realne – że mogę zawieść, że nie będę dobrze naśladował Chrystusa. Nie boję się, że odejdę, czy stanie się coś złego. Wiem, że to jest moja droga. Ale mam w sobie taką bojaźń Bożą. Zastanawiam się, w jaki sposób udźwignąć wszystko to, co niosą ze sobą śluby. Bo niosą też ze sobą...krzyż, trudy i wyrzeczenia. Nie wszystko jest zawsze – tak jak mówisz – „różowe”. Wraz ze ślubami zgadzam się również na krzyż.
J.K.: Opowiesz mi o emocjach, jakie towarzyszą Ci przed jutrzejszym dniem?
F.J.: Czuję pokój serca. Wielką radość – że to już, że jutro, że ta moja droga w pewien sposób się finalizuje, a jednocześnie nadal będę do czegoś dążył.
J.K.: Moment składania ślubów jest bardzo uroczysty...Na czyje ręce składacie śluby?
F.J.: W Kościele są dwie tradycje. Ta, którą my praktykujemy, jest bardziej powszechna i lepiej znana. Składamy śluby na ręce przełożonego. Klęczę przed przełożonym i jemu ślubuję. W tym momencie jest on jakby rzecznikiem Kościoła. Przyjmuje te śluby. Druga tradycja, która może być praktykowana, to „przed Hostią”. Ślubują tak na przykład jezuici. Wygląda to tak, że przełożony, trzymając Hostię, podchodzi do ślubującego, który składa śluby przed Panem Jezusem.
J.K.: Ślubujecie czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. Towarzyszy Ci takie odczucie, że realizacja któregoś z tych ślubów przyjdzie łatwiej, a nad innym będziesz musiał bardziej popracować?
F.J.: Nie rozdzielam tego w takim sensie (śmiech). Wydaje mi się, że w każdym z nich czuję się słaby. Nie mogę powiedzieć, że w którymś jestem mocniejszy, a w innym nie. Patrzę z nadzieją i proszę Pana Boga o łaskę, żebym na tyle, na ile będę mógł, był wierny ślubom oraz wypełniał je najlepiej, jak potrafię. Ważna jest intencja. Wola. Chcę żyć tymi ślubami. Chcę wypełnić je na maksa – najlepiej jak mogę. Chcę być autentyczny. Nie żyć tak pół na pół - ustępować sobie w jakimś ślubie.
J.K.: Nie mam wątpliwości, że będziesz realizował się na drodze swojego powołania. Jednak w tradycji – żadna poważna uroczystość – nie może obejść się bez złożenia życzeń. Powiedz mi...czego mogę Ci życzyć na tej „nowej drodze”?
F.J.: Wierności Panu Jezusowi. Przez śluby chcę przybliżyć się do Niego jeszcze bardziej. W pewien sposób powtórzyć Jego życie w moim życiu. Możesz mi też życzyć wiary w to, że On zawsze będzie przy mnie, że mnie kocha i wszystko wybaczy.
J.K.: Życzę Ci tego i wszystkiego, co w życiu najlepsze. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Justyna Kuśtowska
Ps. Nazajutrz – 7. kwietnia 2013 roku – alumn Franciszek Janyga złożył śluby wieczyste w murach naszego kościoła.