Przepis na... księdza

...nie jest taki łatwy. To nie sernik. Nie wystarczy odmierzyć odpowiedniej ilości poszczególnych składników, wstawić do piekarnika i delektować się idealnym wypiekiem.


Jaki powinien być ksiądz XXI wieku? Oto jest pytanie. A może nawet zagadka? Przecież nie sposób wykreować jednego idealnego modelu zachowań „księdza marzeń”. Bo jak daleko sięga chrześcijaństwo – od Europy poczynając, a na chrystianizowanych krajach Afryki kończąc– każdy człowiek stawia wobec współczesnych duchownych inne wymagania. Również przed samymi zainteresowanymi stoją inne wyzwania, problemy i zadania do realizacji.

Śledząc historię kapłaństwa trudno nie zauważyć, że ksiądz od zarania dziejów był dla ludzi kimś w rodzaju...nadczłowieka. W oczach wiernych pełniona posługa sytuowała go na pograniczu światów sacrum i profanum. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że bliżej tego pierwszego. To przez ręce kapłanów chrześcijanie otrzymywali sakramenty i doświadczali kontaktu z Bogiem podczas uczestnictwa w Eucharystii. Taki wizerunek poniekąd przetrwał do czasów nam współczesnych. Zadania księży w tym względzie nie uległy zmianie. Wciąż są metaforycznym „mostem” między człowiekiem a Bogiem. Uczą o Nim, głoszą i tłumaczą Słowo Boże, po prostu prowadzą do Boga.

Ale XXI wiek stawia przed księżmi coraz większe wyzwania. W dużej mierze wpływają na to afery medialne. Ostatnie kilka tygodni to nieustannie zalewające odbiorców prasy, dzienników telewizyjnych czy radiowych newsy o pedofilii, homoseksualizmie wśród księży czy ich zbyt wystawnym trybie życia. Podsycana atmosfera i kreowanie takiego, a nie innego ich wizerunku, z pewnością nie sprzyja Kościołowi, a także samym duchownym. Bo wiele osób przenosi zachowania oraz wybryki poszczególnych jednostek na ogół. Problem tkwi w tym, że nawet jeśli takie przypadki się pojawiają, to osoba zdolna do samodzielnego myślenia nie powinna winić od razu całego duchowieństwa świata. Analogiczny przypadek: nauczyciel pedofil. Czy należy podejrzewać już całe środowisko?

Nie chcę tu wystąpić w roli adwokata księży, broniąc ich. Nie chcę też być ich sędzią. Wiem jednak, że czasem nie jest trudno „zauważyć drzazgę w oku bliźniego” i „rzucić kamień”. Za to ciężko dostrzec „belkę w swoim”.

Wracając do pytania: jaki powinien być ksiądz XXI wieku? Można oczywiście mnożyć przymiotniki – zarówno te związane z jego posługą kapłańską: pobożny, rozmodlony, oddany Bogu, wierny powołaniu, etc. – jak i te związane po prostu z byciem człowiekiem: uczciwy, przyjazny, otwarty na innych, komunikatywny...Sprawa dobrego współczesnego kapłana to kwestia bardzo złożona. W inne cechy musi być wyposażony przecież ksiądz wyjeżdżający na misję, w inne ten, który pracuje z dziećmi, a w jeszcze inne zajmujący się ludźmi w jesieni ich życia.

Czyniąc przygotowania do napisania tego tekstu przeczytałam liczne artykuły o kapłaństwie. Pokazywały one różne aspekty bycia księdzem. Mam tu na myśli rozmaite punkty widzenia: teologiczne, socjologiczne czy psychologiczne. W pewnym momencie zauważyłam jednak bezsens tych wszystkich wywodów, analiz osobowości i opisów całej palety cech, w jakie powinien być wyposażony ksiądz. Przecież setki opracowań naukowych charakteryzujących dobrego duchownego można zamknąć w jednym zdaniu: Powinien być jak Jezus Chrystus – czyli najwyższy kapłan. Powinien pochylać się nad człowiekiem. Być dla niego ostoją i autorytetem. Zwłaszcza w XXI wieku, kiedy świat zaczyna pędzić tak szybko, że przypomina rollercoaster. I nie chodzi tu o patetyczne zachowania i grzmienie z ambony. Tylko o prawdziwe człowieczeństwo. Poklepanie po ramieniu w trudnej sytuacji, wysłuchanie problemów czy wskazanie drogi na życiowym zakręcie. Pompatyczne moralizowanie ex cathedra, rodem ze średniowiecza, odchodzi powoli do lamusa. Bo jest dalekie od człowieka. Tworzy mur. Barierę nie do pokonania dla obu stron. Daleki od takiej postawy był też Jezus. Nauczał, pokazywał drogę do Boga, ale przede wszystkim miłował bliźniego. Utożsamiał się z każdym człowiekiem. Czytając Ewangelie, szybko rzuca się w oczy fakt, że będąc Synem Boga, Jezus był jednocześnie bardziej ludzki od niejednego człowieka. Zarówno w tamtych czasach, jak i we współczesnych. Był mistrzem, ale i przyjacielem. Jego postawa to drogowskaz dla wszystkich kapłanów, ale też i wszystkich ludzi.

Ostatnio uczestniczyłam we Mszy w jednym z kieleckich kościołów. Przed jej rozpoczęciem rozmawiałam z pewnym księdzem – wysokim rangą, wykształconym. W trakcie naszej konwersacji otworzyły się drzwi kościoła i do budynku wbiegł około 10-letni chłopiec. Bez zbędnych ceremoniałów, zwyczajnie, stanął między nami i głośno krzyknął do księdza: „Szczęść Boże!”. Ze strony duchownego spodziewałam się odpowiedzi na pozdrowienie chłopca, ale i belferskiej postawy pouczającej – w stylu: „Nie można tak głośno zachowywać się w kościele”. Tymczasem ów ksiądz przykucnął tak, żeby wzrostem zrównać się z chłopcem i móc nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Z uśmiechem odpowiedział: „Szczęść Boże”. Ten obrazek, pozornie banalny, był niezwykły. Biło z niego coś wyjątkowego, czego w dzisiejszych czasach brakuje. Ten duchowny – mimo wieku i swojej rangi - pochylił się nad drugim, dużo młodszym człowiekiem. Nie zlekceważył chłopca, mimo że go nie znał. Później obserwowałam, jak ten sam ksiądz odprawiał Mszę i głosił homilię. Byłam pod wrażeniem. Z prostoty wymawianych przez niego słów, pokory wobec innych i pietyzmu odprawiania Mszy biła godność i niesamowita siła. Wtedy przypomniał mi się cytat z jednej z książek Paulo Coelho: „Wielkość Boga objawia się w rzeczach prostych”. Może to znak dla księży XXI wieku...?

Justyna Kuśtowska