„Wesoły nam dzień dziś nastał”?
Inspiracją do napisania tego tekstu była zamieszczona w marcowym numerze „Oratora” sonda przeprowadzona wśród naszych parafian na temat ważności kościelnych świąt. Zapytaliśmy wierzących, które święta są dla nich ważniejsze: Boże Narodzenie czy Wielkanoc i dlaczego? Wyniku łatwo się domyślić, ale uzasadnienia były bardzo ciekawe. Większość pytanych wskazywała bez wahania Boże Narodzenie, jako święto, które „pod względem ideologicznym promieniuje większą magią”, jest „pogodniejsze i bardziej urokliwe”, to „czas wielkiej radości, spotkania z rodziną” i „wspaniałego nastroju do przyjęcia Jezusa”. Jeśli mówi się o Wielkanocy, to kojarzy się ona raczej z okresem ją poprzedzającym, czyli Wielkim Postem. To czas „wymagający od wierzących skupienia, refleksji i przemyśleń nad życiem”, „postanowienia poprawy”, bo „w końcu Jezus umarł za nas, grzeszników”. Wielkanoc kojarzy się ewentualnie z „przecudowną wiosną”…
To wszystko być może prawda, ale na Boga, gdzie wśród wierzących i praktykujących katolików świadomość, że to Zmartwychwstanie Jezusa jest największym wydarzeniem chrześcijaństwa?! „Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, daremna byłaby nasza wiara” – pisze św. Paweł. I oczywiście Jezus musiał się najpierw narodzić, potem cierpieć i umrzeć, ale tylko po to, żeby w końcu zmartwychwstać. To jest sedno chrześcijaństwa. I dlaczego właśnie ten fakt nie daje nam radości? Dlaczego Wielki Piątek ciągle jest dla nas ważniejszy niż Wigilia Paschalna? Dlaczego łatwiej nam identyfikować się z Jezusem cierpiącym niż ze zmartwychwstałym? Czy wynika to z faktu, że symbolika świąt wielkanocnych jest niełatwa do odczytania, dużo bardziej wymagająca niż Bożonarodzeniowe dzielenie się opłatkiem i Pasterka? I wcale nie chcę w ten sposób umniejszać znaczenia Bożego Narodzenia. Brakuje mi jednak takiej deklaratywnej radości wierzących z faktu, że oto Jezus wyszedł z grobu i zwyciężył śmierć. Dlaczego ciągle go tam szukamy? Dlaczego nie potrafimy uwierzyć, że grób jest pusty? Dlaczego lęk przed śmiercią zabija w nas nadzieję na zmartwychwstanie? To dopiero w świetle tego wydarzenia sensu nabiera zarówno nasze dzielenie się opłatkiem, jak i uczestnictwo w nabożeństwie Drogi Krzyżowej czy wielkopostne postanowienia…
Portal deon.pl na początku tegorocznego Wielkiego Postu zaproponował odwrócenie akcentów, pod dość kontrowersyjnym hasłem: „odwołujemy” Wielki Post. „Nie, to nie jest tania prowokacja. Jesteśmy głęboko przekonani, że my, chrześcijanie, mamy problem ze Zmartwychwstaniem. Potrafimy celebrować Wielki Post, koncentrując się przez 40 dni na nawróceniu. Praktykujemy post, modlitwę i jałmużnę. Uczestniczymy w nabożeństwach. Wielość wielkopostnych propozycji jest imponująca. Post się jednak kończy intensywnie przeżywanym Triduum, jest jeszcze wybuch radości w noc Zmartwychwstania i… no właśnie, na tym się kończy. (…). A Wielki Post bez Zmartwychwstania nie ma najmniejszego sensu. W końcu to najważniejsze wydarzenie w historii świata. Bez niego chrześcijaństwo nie ma racji bytu. Jeżeli tego nie zrozumiemy i nie przeżyjemy Zmartwychwstania zarówno w wymiarze osobistym jak i wspólnotowym, nasza wiara będzie… martwa”.
Tegoroczne Alleluja chrześcijan na całym świecie powinno zabrzmieć szczególnie radośnie. Oto w oktawie Wielkanocy, w niedzielę Bożego Miłosierdzia (27 kwietnia) dwaj wielcy papieże, świadkowie Zmartwychwstałego Jezusa, Jan Paweł II i Jan XXIII, zostaną ogłoszeni świętymi. „Jak nie radować się ze zwycięstwa, które definitywnie odnosi dobro nad złem?” – pytał Jan Paweł II w orędziu wielkanocnym w 1979 roku. Właśnie jak?