Teraz Ja
Polski katolik – przesolony czy zbyt słodziutki?
Każdy z nas mógł chyba doświadczyć spotkania z chrześcijaninem, w orbicie którego robiło się tak duszno, że prawie nie dało się oddychać czy wręcz przeciwnie – z chrześcijaninem, który swoją słodkością przyprawiał nas o omdlenie i powodował, iż rozpływaliśmy się w atmosferze relatywizmu i wiecznego Alleluja. Muszę przyznać, że nie czuję się zbyt dobrze w przestrzeni „przesolonych chrześcijan”. Podobnie długo bym nie wytrzymał tam, gdzie chrześcijanie zamiast być słonymi– stają się zbyt słodcy. „Odpowiednia dawka soli jest koniecznie potrzebna dla ożywczych funkcji każdej komórki w organizmie. Nadmierna ilość soli wprawdzie konserwuje pokarm na zapas, ale żywym organizmom przesolenie szkodzi, a i same żywe komórki może w końcu zabić. Bądźmy spokojni – soli nie musi być dużo. Gdy jej z kolei brakuje, pokarm jest niesmaczny, a organizm mizernieje” – mądrze komentuje ceniony przeze mnie teolog ks. Tomas Halik.
„W ostatnich tygodniach wiele polskich środowisk katolickich za pewnik przyjęło, że mamy do czynienia z nowym prześladowaniem Kościoła. A może to, co niektórzy uznają za przejaw rzekomego prześladowania, jest w rzeczywistości raczej dowodem na to, że sól, jaką mamy być, utraciła swój smak – i już na niewiele się zda, więc po niej depczą? Może trzeba – nawiązując do innego ewangelicznego porównania – szykować nowe bukłaki, bo zmieniają się kultura i sposoby myślenia współczesnych ludzi?” – tak komentuje Pan Zbigniew Nosowski we wstępie do miesięcznika „Więź” (nr 5-6 643). Jest to śmiała teza, jakkolwiek nie negowałbym jej. Dlaczego? Tęsknota za Kościołem tryumfującym i nostalgia za imperium przeszłości, którą tu i ówdzie da się słyszeć w Kościele, wydaje się być drogą dla Kościoła o mentalności Pana a nie Sługi, wspólnoty zamkniętej. Benedykt XVI wypowiadając się o chrześcijaństwie w Europie, nazwał nas „mniejszością kreatywną”. Nie chodzi bowiem o to, czy jest nas 95%, lecz czy potrafimy skutecznie być „zalążkiem jedności, nadziei i zbawienia dla całego rodzaju ludzkiego” (KK 9). Aby potrawa nabrała smaku, nie trzeba wiele soli… ziarno gorczycy jest najmniejsze ze wszystkich nasion … Osoba kreatywna nie jest owładnięta strachem, odwrócona tyłem do świata czy demonizująca swoje otoczenie.
Papież Benedykt XVI zaproponował inspirujący model Kościoła otwartego – Kościoła, który jak kiedyś świątynia jerozolimska zawiera w sobie „dziedziniec pogan”, czyli przestrzeń dla poszukujących, dla tych, którzy czczą Boga jako „Boga nieznanego”. Dodał również, że dialog z nimi może być obustronnie pożyteczny – i my, chrześcijanie, mielibyśmy się w tym dialogu nauczyć, że wiara nie jest niczym zdrętwiałym, lecz ciągłym ruchem, dynamizmem. Nie chodzi tu o ruch do przodu (trendy modernistyczne) czy do tyłu (fundamentalistyczne), lecz ruchem w głąb. I chwała nowemu biskupowi Grzegorzowi Rysiowi za odwagę podjęcia inicjatywy Ojca świętego. Zdaniem biskupa „dziedzińce pogan będą zetknięciem się ze sobą różnych pokoleń i testem, czy kolejne pokolenie Polaków też ma zdolność dialogu, czy jest to już przeszłość”. Ta zdolność, a właściwie jej brak, jest chyba naszą największą bolączką. O. Wiśniewski na zakończenie ostatniego spotkania w Kielcach, podzielił się z nami swoim marzeniem: marzy, że pewnego dnia o. Tadeusz Rydzyk, ks. Adam Boniecki, bp Józef Michalik, bp Tadeusz Pieronek …. zasiądą razem do stołu i zaczną wspólnie z troską rozmawiać o przyszłości naszego pięknego Kościoła Katolickiego w Polsce.
Podsumowując moje rozważania, chciałbym powiedzieć, że Kościół rozumiem nie jako elitarną grupę skupioną wokół „jedynie słusznej” partii, człowieka (a nie Jezusa) czy jednego medium. Blisko mi jest raczej do Kościoła, w którym była znana pewna zasada: „W rzeczach istotnych jedność, w innych wolność, we wszystkich miłość”. A jeśli za jakimś Kościołem mamy tęsknić, to zatęsknijmy za Janem Pawłem II, w ramionach którego swoje miejsce znalazł każdy, dosłownie każdy. Boże, to było tak niedawno !!!