Oratoriando
Oratorium na dwóch kółkach i... na biwaku
Dla 12 młodych śmiałków pod wodzą księdza Grzegorza Muchy weekend 9 i 10 czerwca obfitował w biwakowe doświadczenia. W tych dniach odbył się piąty rajd „Oratorium Na Dwóch Kółkach”, po raz pierwszy z noclegiem pod namiotami. Naszym celem był tym razem zalew Chańcza.
Pierwszego dnia obraliśmy trasę przez Borków, gdzie przez parę chwil zażywaliśmy kąpieli (niestety, tylko słonecznej). Następnie wyruszyliśmy do Trzemosnej, która „wprowadziła” nas w lasy. Po kilku momentach wahania na leśnych krzyżówkach i pierwszych jękach spowodowanych mało sprzyjającym, kamienistym podłożem, wjechaliśmy do Ujnów i nakręcaliśmy miejscowy biznes kupując lody w ilości hurtowej. Uroki wsi świętokrzyskiej podziwialiśmy pierwszego dnia jeszcze w Pierzchniance, Drugni Rządowej i oczywiście samej Chańczy. Po zjedzeniu pysznego i bardzo obfitego (dla niektórych nawet zbyt obfitego) obiadu udaliśmy się na miejsce noclegu i wspólnymi siłami rozbiliśmy obozowisko. Dla niektórych, jak się okazało, była to dopiero pierwsza lekcja rozbijania namiotu, w ruch poszły nawet instrukcje! Szybka zmiana strojów z rowerowych na kąpielowe i już prawie cała ekipa w wodzie. Ksiądz Grzegorz postanowił nawet wykonać kilka popisowych akrobacji i po dnie chodził… na rękach. Zmęczeni kąpielą i „dobici” rowerkami wodnymi oddaliśmy się grillowaniu i śpiewom. Ukołysani żabimi rozmowami, po krótkim spacerze brzegiem zalewu, zakończyliśmy dzień pierwszy. W nocy niektórzy zmuszeni byli jeszcze stoczyć nierówną walkę z mrówkami (po zabiciu pięćdziesięciu poddałem się i wyniosłem z namiotu, kończąc noc pod gołym niebem).
W niedzielę zaczęliśmy od pysznego śniadania, którego składniki wydobyte zostały z naszego nieśmiertelnego busa (podczas rajdu prowadziła go niezastąpiona Jola Gawda). Szybkie porządki, składanie namiotów i o dziewiątej wyruszyliśmy w drogę powrotną. Pierwszy postój kawowy w Rakowie, a później coraz piękniejsze wsie. W piękną, słoneczną pogodę liczba przejechanych kilometrów zwiększała się całkiem szybko. Okolice Niedźwiedzia, Pułaczowa i Szumska przypomniały wszystkim uczestnikom, że jesteśmy w Górach Świętokrzyskich (dało się to poczuć w udach). W Czyżowie wzrastający głód spowodował pojawienie się ciężkiego do opisania napięcia, które pomogło nam w szalonym tempie dotrzeć do pizzerii w Daleszycach. Odcinek Daleszyce – Kielce był zdecydowanie najtrudniejszy, prawdopodobnie z powodu pełnych żołądków. Po dwóch dniach cudownej pogody, kiedy już dojeżdżaliśmy do Oratorium, zaczęło dość intensywnie padać. Na zakończenie - niedzielna msza w oratoryjnej kaplicy i tak w miłej atmosferze zakończyliśmy rajd.
Ostatecznie nasz rezultat to 140 kilometrów. W moim przekonaniu pomysł kilkudniowego ONDK był trafiony, a na jednym na pewno nie poprzestaniemy. Na przełomie lipca i sierpnia chciałbym zaprosić do uczestnictwa w podobnym przedsięwzięciu, dwu lub trzydniowym. Informacje o nim będą na pewno w Oratorium i na stronie internetowej. Zatem „NA KOŃ”!