Teraz Ja
Co ja tutaj robię …!?
- … w nawiązaniu do znanego utworu Kuby Sienkiewicza.
Uroczystość I komunii świętej w tym roku rozpocząłem mniej więcej tymi słowami:
„Drodzy Bracia i Siostry! Te oto dzieci wraz ze swoimi rodzicami przez wiele miesięcy przygotowywały się do tego dnia. Rodzice spotykali się ze mną każdego miesiąca ucząc się na nowo praktykować swoją wiarę, dzieci uczyły się podstawowych modlitw. Przez ostatnie dwa tygodnie odbywały się wielogodzinne próby… Jednym słowem, dzisiejsza uroczystość to efekt wielkiego wysiłku dorosłych i dzieci. Dlatego, jako proboszcz, apeluję w ich imieniu: nie marnujcie tego wielkiego trudu! Jeśli ktoś z Was przyszedł dzisiaj do kościoła tylko po to, by sobie zrobić zdjęcie i swoją postawą miałby zgorszyć innych … proszę, ma jeszcze czas, by opuścić nasze zgromadzenie. Nikt nie będzie miał do was o to pretensji. Apeluję jako do ludzi dorosłych i mam nadzieję, że się rozumiemy. Mówiąc już konkretnie do wiernych, którzy pragną pozostać: proszę się upewnić, że każdy ma wyłączoną komórkę, nie żuje gumy i wreszcie niech się zapyta, czy pragnie wejść do kościoła i wspólnie się modlić z innymi”.
Oczywiście widziałem u niektórych wielkie zdziwienie w oczach, jakby chcieli mnie zapytać, czy wiem, co mówię. Zrobiła się też stosowna cisza, ale świadcząca tylko o tym, iż moja informacja dotarła do odbiorców. Czy to było zbyt ostre? Sami osądźcie. Uważam, że postąpiłem słusznie i szczerze w stosunku do tych „przypadkowych” wiernych, którzy pojawiają się w świątyni tylko z racji ważnych wydarzeń jak I komunia święta.
Przywykliśmy narzekać co roku w okresie uroczystości komunijnych, a to na zbyt wyszukane prezenty, a to na świecki charakter przyjęć, nawet na zbyt przydługawe i nudne kazania nie trafiające do dzieci z tej okazji (królują w tym oczywiście świeckie portale typu onet.pl), jakby nie zauważając, że świeckość może wkroczyć do nas głównym kościelnym wejściem i zająć sobie miejsce w samym sercu religijnej uroczystości, właśnie takich jak I komunia święta.
Na czym ona może polegać? A no właśnie na postawie samych tzw. niepraktykujących katolików. Ciemne okulary na nosie (jakby u nas w kościele było aż tak jasno), rozbiegane spojrzenie, pytające: co ja tu w ogóle robię, przeżuwana jeszcze guma do żucia oraz niewyłączona komórka, która na nieszczęście odezwie się w najmniej spodziewanym momencie, czyli gdy zapadnie cisza podczas konsekracji. Czy możemy im na wszystko pozwolić, tylko dlatego że jesteśmy Kościołem powszechnym i nie chcemy nikogo urazić, by go nie zniechęcić do Kościoła na amen? Czy te osoby same nie czują się niezręcznie z uwagi na fakt, że taka postawa rzeczywiście bardzo kłóci się z omodloną sakralną przestrzenią, w której się znajdują?
Jak widać jest to zjawisko z obu stron przeżywane jako coś trudnego i wymagającego głębszej analizy. Piszę o tym także dlatego, iż zbliża się okres letni, który niestety wiele kobiet zmusza do tego, by w kościele ukazać się w takim stroju, który nadaje się tylko na niedzielny spacer ulicą Sienkiewicza i to w upalny dzień. Mam nadzieję tym tekstem pobudzić nie tylko do myślenia, ale również do stosownej i kulturalnej reakcji w sytuacjach tego wymagających. Ot, taki letni temat na majowy „Orator”.